Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/96

Ta strona została skorygowana.
—  288  —

do walki z szarym niedźwiedziem. Zaczekamy tu, aż przyniesiesz cztery skóry, dwie za „Starego“ a dwie za „Młodego Niedźwiedzia“. Jeśli powrócisz żywy, ale bez skór, zastrzelimy cię oczywiście. Jeśli nie wrócisz, to będzie znak, że nie żyjesz, że obaj wojownicy zostali pomszczeni. Powiedziałem. Howgh!
Uczynił rękoma ruch na znak, że nie chce nic więcej o tem słyszeć i oparł się znów o drzewo. Czekaliśmy jeszcze z kwadrans, a gdy w tym czasie nikt się nie odezwał w tej sprawie, opuściliśmy ostrożnie kryjówkę.
Zdołaliśmy zatrzeć ślady tylko dzięki temu, że u Utajów płonęły ogniska. Ale mimo że mieliśmy dość światła do pracy, upłynęła godzina, zanim mogliśmy sobie powiedzieć, że nazajutrz nie będzie śladu naszej obecności.
Minęliśmy byli właśnie gęstwę paproci i zamierzaliśmy dalej czołgać się z powrotem, kiedy wódz się podniósł i wydał rozkaz, żeby na noc pogaszono wszystkie ogniska z wyjątkiem jednego, dokoła którego wojownicy mieli się ułożyć do snu z jeńcem w środku. Dwóch strażników miało nieustannie chodzić dokoła obozu, gdyż blizkość Doliny Niedźwiedzi kazała przypuszczać, że mógłby się aż do obozu zabłąkać niedźwiedź. Ostrożność ta była uzasadniona, wobec tego, że Utajowie przeważnie mieli tylko dzidy, łuki i strzały, ale dla nas była ona bardzo niewygodna, gdybyśmy bowiem postanowili uwolnić Old Surehanda tej nocy, to owo koło wojowników byłoby nam wykonanie zadania utrudniło, a straże wprost uniemożliwiły, o ilebyśmy nie chcieli krwi przelewać. Ze strachu przed niedźwiedziami były straże niewątpliwie czujne, a gdybyśmy nawet postanowili zaskoczyć je w sposób zwyczajny, to wojownicy niezawodnie z powodu niepokoju spali lekko.
Utajowie, wykonywając rozkaz wodza, narobili takiego zgiełku, że my mogliśmy oddalić się swobodnie i niepostrzeżenie. Winnetou szedł obok mnie w milczeniu. Znając go, wiedziałem, że myśli nad tem, coby należało w sprawie Old Surehanda zarządzić.