Strona:Karol May - Osman Pasza.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

się obawiać utraty kilku z nich, przynajmniej. Ściągnąłem więc szybko moich ludzi i natarliśmy na nich tak niespodzianie, że przelękli się tak samo, jak przemytnicy. Ci, którzy się bronili, zostali zwaleni kolbami. Sprawiliśmy się z nimi tak lekko i szybko, że sam się potem dziwiłem. Wprawdzie nie obyło się bez wrzasków, które zaalarmowały przemytników, musiałem tedy rozciągnąć znowu linję oskrzydlenia, aby uniemożliwić im ucieczkę. Zmiarkowali też odrazu, że są otoczeni i cofnęli się wgórę, nie ważąc się na atak. Co się stało potem, wiesz już, wiedziałeś również, ilu było ludzi, i postawiłeś mi warunek, aby żaden z nich nie uciekł. Brak nam jednak Persa i jeszcze jednej osoby, ale sądzę, że to nie nasza wina. Jestem mocno przekonany, że nie mogli się prześlizgnąć poprzez nasze linje.
— Nie obawiaj się o swą nagrodę, tych dwóch schwytaliśmy sami.
Na tę wieść rozjaśniła się twarz oficera; z uśmiechem chytrej uległości zapytał:
— Niech mi wolno będzie zapytać, czy ktoś wymknął się nam, effendi?
— Mamy wszystkich.
— Twój warunek jest więc dochowany?
— Tak.
— Ponieważ sam dopiero co wyrzekłeś słowo „nagroda“, nie gniewaj się na mnie o to,

106