— Gdzie znajdują się ci trzej Persowie? — zapytałem kol agasi’ego.
— Na dole, przy drzwiach, — odrzekł.
— Więc widzieli nasze konie?
— Nie, effendi. Ponieważ ogiery należą do ciebie, otoczyłem je opieką i kazałem je umieścić w achor[1] naszego pałacu, gdzie ich napojono i nakarmiono.
— Dobrze! Czy powiedziałeś tym ludziom, że jestem tutaj.
— Ani słowa nie mówiłem! Co sądzisz o moim rozumie, skoro przypisujesz mi takie głupstwa?
— Ale wartownicy na pewno wygadali się?
— Ani słowa! W czasie twojej obecności tutaj, zostali zmienieni, a znajdujący się w tej chwili na warcie nic o tobie nie wiedzą.
— Czy mówiłeś im co o przybyciu wysłannika Padyszacha?
— Nie. Ci trzej ludzie są bezmyślni, jak barany, które prą do drzwi rzeźni, gdzie mają być zarżnięte.
— Porównanie nie jest złe. Poczekaj tu chwilę!
— Zwróciłem się do generała, który uprzedził mnie pytaniem:
— Nasz ideę — widzę to po tobie. Czy mam rację?
- ↑ Stajnia.