Strona:Karol May - Osman Pasza.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

go strony było bardzo roztropnie ominąć w ten sposób konieczność podania prawdziwego, czy fałszywego nazwiska. Ciągnął dalej:
— Def zgodził się odprowadzić nas do ruin. Po drodze spotkaliśmy karawanę Piszkhidmet Baszi, która krótko przed nami wyruszyła z Hilleh, i poprosiliśmy o pozwolenie przyłączenia się do niej, czego nam nie odmówiono. ByIiśmy z tego zadowoleni, bo słyszeliśmy o niepewności tej okolicy oraz o jakimś europejczyku i Haddedihnie, którzy są przywódcami rozbójniczych Beduinów i napadają na każdego napotkanego pielgrzyma.
— Czy znasz nazwiska tych rabusiów? — zapytał generał — Tak, europejczyk nazywa się Kara ben Nemzi, a Haddedihn — Halef.
— Co za łotry! Trzeba ich przyłapać, niestety, niewiadomo, jak wyglądają!
— O, wiemy, — wtrącił prędko Peder — określono ich nam; dzisiaj nawet widzieliśmy obydwóch.
— Więc jak wyglądają?
— Człowiek ten opisał Halefa i mnie tak dokładnie, że sam nie byłbym tego zrobił lepiej, i opowiadał dalej:
— Niedaleko ruin przyłączyli się do nas. Allah zaćmił nasz wzrok, inaczej bylibyśmy poznali tych dwóch bandytów. Potem gość namiestnika pożegnał nas, życząc nam szczęśliwej podróży, Niestety, nie była szczęśliwa, bo zale-

16