inny! Moje doniesienia dojdą do Bagdadu, a nawet Stambułu. Każę was zdegradować i uwięzić! Słyszycie? Czy boicie się tego chrześcijańskiego psa? Tego potwora ohydy i podłości...
Stanąłem nad nim i osadziłem go temi słowy:
— Do mnie pijesz?
— Tak, do ciebie! — wycedził.
— I jak śmiałeś mnie nazwać?
— Chrześcijańskim psem i...
Nie mógł dokończyć zdania, bo uderzyłem go tak silnie, że stracił przytomność. Wyciągnąłem mu machrami[1] z za pasa i zawiązałem mu nią ręce na plecach.
— Tak, teraz nie będzie mi więcej dokuczał. Później zajmie się nim syndandżi!
— A może wogóle dżellaa[2], gdyż z uwagi na piastowany przezeń urząd, przyślą mu zapewne jedwabny stryczek — poparł moje słowa mir alai. Widzę effendi, że twe uderzenia pięścią są tak mocne, jak i dawniej. Dzięki nim niepotrzebne są powrozy do wiązania rąk i nóg uwięzionym. I tam takie uderzenie by się przydało.
Wskazał na Pedera, który trzymany przez żołnierzy, usiłował wyzyskać nieobecność generała, i wciąż ponawiał opór. Kazałem go związać własnym jego pasem, a że kapral czuwał nad tem, uczyniono to samo, już bez mego