nisz w niem, że jedziemy teraz do Bira Nimrud, aby złowić morderców karawany?
— Tak.
— I że brałem w tem udział, jako twój podwładny i dowódca sześćdziesięciu ludzi?
— Z pewnością! Opiszę wszystko dokładnie — jak się sprawowałeś i odznaczyłeś.
— Dziękuję ci! Wiem, że dotrzymasz słowa, i postaram się pozyskać twoje uznanie i łaskę seraskiera. Teraz jesteśmy już tak daleko, że Birs Nimrud leży tuż przed nami, na południo-wschód.
— Już! To poszło prędzej, niż przypuszczałem!
— Wiedziałem, że będziesz zadowolony z mego prowadzenia. Teraz musisz tylko oznaczyć, do jakiego punktu ruin chcesz dobić.
— Czy przypominasz sobie to miejsce, gdzie ukryliśmy nasze konie, a nad ranem je odnaleźli?
— Tak, znam je dokładnie.
— Tam jedziemy przedewszystkiem, zatrzymamy się jednak na odległości ludzkiego głosu, podejść zaś chcę pieszo, aby się dowiedzieć, gdzie ukrywają się poszukiwani przez nas ludzie.
— Czy to nie ryzykowne?
— Nie.
— Mogą cię znów złapać!
— W żadnym wypadku! Lis nie powraca do sideł, z których już raz się wydostał.
Strona:Karol May - Osman Pasza.djvu/47
Ta strona została skorygowana.
45