— Nie.
— Czy mam zobaczyć, co zawierają?
— Uczynimy to później. Chcę się tylko upewnić co do jednej okoliczności. Zabierz mu klucz, który nosi pod ubraniem na sznurku, zawieszonym na szyi!
— Człowieku, co cię obchodzi mój klucz? — uniósł się sefir.
— Spokojnie, mój baranku! — śmiał się Halef. — Spójrz na ten nóż! Przebijam cię natychmiast, jeżeli nie będziesz leżał spokojnie!
— A więc bierzcie go, u króćset djabłów! Wiem, że go wkrótce będę miał zpowrotem. Sądzicie, że macie do czynienia ze mną tylko, czy też z paru osobami. — O nie, jest nas tylu, że nie opuścicie tego miejsca inaczej, jak więźniowie!
Biorąc od Halefa klucz i chowając go, odrzekłem:
— Wiem o tem, że nie jesteś sam. Jest tu jeszcze trzydziestu trzech.
— Niech cię piekło pochłonie! Kto ci to wszystko zdradził?
— Widziałem ich i policzyłem.
— Widziałeś... i... policzyłeś? — powtórzył moje słowa — chcesz we mnie wmówić, że twój wzrok przenika mury i głazy?
— Nie wzrok mój, lecz ja sam. Czy jesteś doprawdy tak głupi, że ciągle sądzisz, iż przez cały ten czas leżałem związany?
Strona:Karol May - Osman Pasza.djvu/84
Ta strona została skorygowana.
82