Strona:Karol May - Ostatnia przeprawa.djvu/7

Ta strona została przepisana.
I
SZEDID, SYN TAKALÓW

Dwaj podróżni zupełnie sami na rozległej pustyni!
Promienie słońca tak palą, że człowiek czuje się nawpół upieczony i, aby nie oślepnąć, trzeba nasunąć głęboko na oczy kaptur haika. Mówić niema o czem, bo brakuje tematu, a poza tem język zasycha w ustach i, gdyby nawet było o czem mówić, nie chciałoby się.
Wokoło, jak okiem sięgnąć, morze piasku. Wielbłądy kroczą miarowo, automatycznie, jak nakręcone maszyny. Nie posiadają bowiem temperamentu szlachetnego konia, który na każdym kroku pokazuje swemu panu, że cieszy sie z nim razem czy też smuci. Człowiek niejako zlewa się w jedną istotę z rumakiem, dopełniając się wzajem. Z wielbłądem nie przytrafi to mu się nigdy, choćby dosiadał najszlachetniejszego hedżina. Pozna to każdy, kto odbywał podróż na jednem i drugiem zwierzęciu.
Podróżny obejmuje konia nogami i jest w pewnej mierze wcieleniem podania o centaurach. To bezpośrednie zetknięcie się człowieka z koniem wystarcza, aby nerwy jego miały pewien związek z nerwami zwierzęcia, które odczuwa zamiary jeź-