Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/102

Ta strona została skorygowana.

— Kto przyniósł tę wiadomość?
— Czerwony Jeleń.
— Wysłuchamy go; sprowadź go tutaj.
Wszedł Apacz, zwany Czerwonym Jeleniem.
— Niech brat mój powie, co widział — rzekł Niedźwiedzie Serce.
— Szedłem drogą, którąśmy przybyli, — rozpoczął Indjanin. — Szedłem brzegiem lasu. Nagle usłyszałem krakanie wielkiej ilości kruków. Spłoszył je ktoś, wędrujący po lesie. Dlatego ukryłem się w krzakach i postanowiłem czekać. Po niedługim czasie przeszli koło mnie te psy Komancze. Był to duży oddział, naliczyłem bowiem przeszło cztery razy dziesięć po dziesięć wojowników; wśród nich zaś było trzech wodzów.
— Czy znasz ich?
— Nie.
— Dokąd szli?
— Gdy minął mnie ostatni, ruszyłem wślad za nimi. Doszli aż do brzegu lasu. Tam odbyli krótką naradę i udali się do hacjendy.
— Więc zobaczymy ich wkrótce.
— Może dopiero dziś w nocy — rzekł Piorunowy Grot.
— Nie; otoczą nas, — oświadczył Sternau. — Potem zaś napadną pod osłoną nocy. Musicie czuwać bacznie, a gdy się stanie coś ważnego, wejdźcie do tego sklepienia i zawiadomcie nas.
Wrócili znowu na korytarz. Gdy doszli do drzwi, znaleźli je wyważone na ziemi. Zbadali dokładnie. Nie znaleźli nic, oprócz dwóch czworokątnych otworów na górze i dole. Starannie przeszukali miejsce, w którym

100