Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

wają gruzy. Ostatnia detonacja była bardzo silna widać poważnie uszkodziła korytarz.
— Ah, gdyby tak było istotnie!
— Jest tak, sennorito. Milczałem w korytarzu, bo myślałem o żonie i bliskich. Oby mi Bóg zachował ich w zdrowiu!
— Teraz nic znowu nie słychać...
— Wypoczywają — pocieszał dzielny marynarz.
Była to właśnie chwila, w której wodzowie wyszli przed piramidę, aby popatrzeć na wroga.
Po długiej ciszy oczekiwania, nasi jeńcy usłyszeli znowu jakieś dźwięki. Były to jakby uderzenia siekierą, lub toporem w drzewo. Mieli wrażenie, iż słyszą z oddali głosy ludzkie. Zbliżyły się kroki...
— A teraz te drzwi — rzekł ktoś. — Prowadzą zapewne do studni. Mamy jeszcze dosyć prochu.
Jeńcy mieli wrażenie, że ich piorun poraził. Nie mogli wydobyć ze siebie słowa; trzymali się kurczowo za ręce.
— Sternau — szepnął wreszcie kapitan. — Wiedziałem, iż tak będzie. Wie, że te drzwi prowadzę do studni.
Słuchali. Ktoś opukał drzwi, ktoś drugi rzekł:
— Znowu trzeba będzie dużo prochu; te drzwi mają podwójne rygle.
Emma podniosła się teraz i zawołała głośno:
— Mój Boże! Antonio, Antonio!
Przez chwilę panowała za drzwiami cisza; niespodziane wrażenie sparaliżowało mowę. Wreszcie Piorunowy Grot zawołał:
— Emmo, Emmo moja, czy to ty?
— Tak, to ja, ja, mój ukochany!

107