Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

do Sternaua człowieka z wiadomością, że nieprzyjaciel ciągnie na północ i na zachód. Niedługo potem, Niedźwiedzie Serce i Bawole Czoło przysłali meldunek, iż wszyscy Komanczowie podążają ku zachodowi. Wyjaśniało się, że wróg w przerażającej sile czterystu ludzi chce zaatakować Apaczów od zachodu. Sternau rozkazał więc, aby wszyscy Apacze zebrali się po jego stronie. Zaledwie spełnili to polecenie, przypełzły wysłane naprzód posterunki z wieścią, iż wróg idzie od zachodu.
Sternau zwrócił się do Niedźwiedziego Serca:
— Niechaj brat mój weźmie pięćdziesięciu wojowników, okrąży z nimi Komanczów i spadnie im na tyły. Łatwo znajdzie konie; niechaj wsiądzie na nie ze swoimi ludźmi i tratuje wroga.
— Uff! — odpowiedział Apacz, zachwycony pomysłem. — Matava-se to dzielny wódz; osiągniemy wielkie zwycięstwo.
Wódz odszedł. W ciągu krótkiego czasu niepostrzeżenie zniknął ze swoim oddziałem. Sternau wydał teraz rozkaz pozostałym stu pięćdziesięciu ludziom, aby nie strzelali do jeźdźców, ponieważ koni dosiądą ich bracia. Oczekiwali rozpoczęcia walki, której wynik był bardzo wątpliwy.
Gdy na wschodzie powoli zaczęła się przecierać jutrzenka i już można było od biedy rozróżnić poszczególne przedmioty, rozległy się nagle z czterystu piersi głośne okrzyki wojenne i Komanczowie ruszyli do ataku.
Napastnicy szli pieszo. Dzięki temu tworzyli dogodny cel dla Apaczów. Zaledwie się zbliżyli, Sternau

114