tąd poprowadzono go do Sternaua, który własnie odbywał naradę.
— Kim jesteś? — zapytał.
— Jestem Krążący Sęp, wódz Apaczów szczepu Llanero — brzmiała odpowiedź.
Na te słowa wstał Niedźwiedzie Serce i podszedł do przybysza.
— Tyś jest Krążący Sęp? Uff, w takim razie jesteś moim bratem. Witam cię. Kiedyż przybędziesz ze swoimi Apaczami?
— Przybywam jako posłaniec.
— Nie jako wódz?
— Nie. Latający Koń zebrał wodzów Apaczów, aby im powiedzieć, że wojna wybuchła w Meksyku i że Juarez jest przyjacielem Apaczów. Obecni byli wszyscy wodzowie Ale oni nie chcą rozpoczynać wojny z prawym wodzem Meksyku. Dlatego zakopali w ziemię topór wojenny, mnie zaś posłali, abym ci o tem doniósł.
— A więc nie przybędą do nas wojownicy?
— Nie. Latający Koń kazał ci powiedzieć, abyś wrócił ze swoimi wojownikami na miejsce łowów robić mięso.
Niedźwiedzie Serce pochylił głowę. Przerwał pierwszy milczenie Bawole Czoło, który rzekł:
— Od kiedyż to mają Apacze dwa języki? Raz mówi Latający Koń, że winniśmy wziąć topór wojenny, to znowu, że należy go zakopać. Odnieśliśmy wielkie zwycięstwo, zdobiliśmy sto skalpów i mamy wracać, aby robić mięso?
— Od ciebie nikt nie wymaga posłuszeństwa; jesteś przecież wodzem Miksteków — odparł posłaniec.
Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/119
Ta strona została skorygowana.
117