Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

ność, może o życie. Sternau pytał siebie, czy zobaczy kiedy swą rodzinę...
Sięgnął do kieszeni, aby przeczytać raz jeszcze ostatni list Rosety, a ponieważ zamiast listu wyciągnął plan piramidy, rozłożył go i po raz dziesiąty rzucił nań okiem, raczej nieświadomie, aniżeli celowo.
Korytarze były zbudowane regularnie; jeden tylko bardzo krótki, odbiegał od innych. Wyglądał na planie jak długa wąska cela. Na rysunku napisane było obok niego słowo: peta-pove; był to wyraz, którego Sternau nigdy nie słyszał.
Gdy tak rozmyślał biały wódz, wdrapał się na górę Miksteka.
— Czy brat mój słyszał kiedy słowo: peta-pove?
— Tak mówią Indjanie plemienia Jemes. Słowa znaczą: zestępować w dolinę. Dlaczego brat mój pyta o to?
Indjanin nie otrzymał odpowiedzi, Sternau bowiem podniósł się i zaczął badawczo patrzeć na zachód, gdzie się Kordyljery wznoszą z nad niziny Sonora. Przyszła mu teraz jakaś myśl do głowy; odwrócił się i rzekł:
— Niechaj brat mój idzie za mną!
Pośpieszył na to miejsce, gdzie miały swe posłanie dziewczęta. Tam wziął małą beczułkę prochu, należącą do zapasów hacjendy, zapalił większą ilość latarni i przywołał kilkunastu krzepkich Apaczów. Dał im do rąk młoty, motyki i drągi żelazne, polecił Niedźwiedziemu Sercu, aby doglądał obozu, poczem znikł, wraz z Bawolem Czołem w otworze, wiodącym do wnętrza piramidy.
Poszli po raz pierwszy na prawo, aż dotarli do

119