Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

— We własnej osobie — potwierdził sternik.
— Wiecie, kto tu mieszka? Ten Sternau, który napadł na nas koło Jamajki i powystrzelał wszystkich moich oficerów, mnie jednego tylko raniąc. Uratowaliście mi wtedy życie, dlatego zostaliście u mnie sternikiem.
— Do kroćset! Czy nie możnaby mu przynajmniej jedną ratę zapłacić? Mam do tego djablą ochotę!
— Co do mnie, to nietylko mam ochotę, ale schwytanie tego łotra jest dla mnie kwestją życia i śmierci. Baczność, wchodzą na werandę ogrodową. Będziemy podsłuchiwać. Jazda, przez płot!
Przeleźli przez płot i schowali się w bujnie rozrośniętych krzakach.
Mieszkańcy domu wyszli tymczasem na werandę. Zsunięto razem dwa stoły i nakryto białym obrusem. Potem umieszczono na nim lampę i postawiono nieco owoców. Rozpoczęła się ożywiona rozmowa. Przy stole siedzieli Sternau, Mariano, Bawole Czoło, Niedźwiedzie Serce, Piorunowy Grot, kapitan Unger, Emma i Karja.
Przybyli do Guaymas dopiero wczoraj, a ponieważ w porcie nie było jeszcze statku, który by ich zawiózł do celu podróży, wynajęli sobie prywatne mieszkania; teraz zebrali się wszyscy w mieszkaniu Sternaua.
Z początku rozmowa toczyła się na tematy, zupełnie dla naszych szpiegów obojętne; wreszcie Emma rzekła:
— Sennor Sternau, co pan zamierza robić po powrocie do Meksyku?
— Chcę skoczyć do Afryki — odpowiedział Sternau. Będę tam szukał starego hrabiego Fernanda de Rodriganda.

135