Perdero chwycił się za usta, głośno zawodząc. Kula Karji zdruzgotała mu szczękę i zraniła język.
— Djablico przeklęta, zapłacisz ty mi za to — krzyknął, jąkając się, i prawą ręką zasłonił ranę, a lewą zamierzył się na Karję.
Zabłysnął sztylet. Ze straszliwą szybkością kilkakrotnie zanurzył się aż po rękojeść w piersi napastnika.
— O Dios! — zawołał Pardero, chwiejąc się na nogach.
— Idź do piekła — rzekła Indjanka, zatapiając w nim sztylet po raz czwarty; trafiła teraz w serce. Pardero padł na kolana i runął na legowisko ze słomy. W jednej chwili uklękła przy nim dzielna dziewczyna, wyrwała mu drugi rewolwer, torbę z amunicją, zegarek, torbę z prowiantem, zwisającą na rzemieniu przez ramię; zabrała mu wszystko, co miał przy sobie.
Obok rozległo się głośne pukanie.
— Kto puka, kto tam? — zapytała.
— To ja, Emma, — brzmiała głucha odpowiedź.
Karja wydała okrzyk radości i, chwyciwszy do rąk latarkę, po chwili znalazła się pode drzwiami przyległej celi. Musiała natężyć wszystkie siły, by usunąć stare, zardzewiałe rygle. Gdy wreszcie dała sobie z niemi radę, Emma padła jej w objęcia ze słowami:
— Masz broń i światło? Jesteś wolna?
— Jestem uzbrojona, ale jeszcze nie jestem wolna, odpowiedziała Indjanka. — Pukałaś przed chwilą; czy wiedziałeś o tem, że jestem wpobliżu?
— Słyszałam dwa głosy, męski i kobiecy, pomyślałam więc, że kobiecy jest twoim. Później padł strzał. Któż to strzelał?
Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
12