ani jednem słowem. Była to Amaika, ta sama Indjanka, która służyła u Józefy przed laty. W milczeniu zaczęła ubierać swą panią. Po jakimś czasie Józefa zapytała:
— Czy mówiłaś ze swą córką?
— Nie — brzmiała odpowiedź.
— Dlaczego?
— Nie mogę przecież pójść do niej; toby nas zdradziło. A u mnie dotychczas nie była.
— Widzę, że jesteście obydwie niedbałe. Dowiaduj się, że Amy Dryden poszukuje duenny, nie cofam się przed wydatkami i kłopotami, aby polecić twą córkę, widzę ku mej radości, że się plan udaje, że dziewczyna jest przyjęta, a tymczasem, gdy szpieg ma mi donieść coś naprawdę ważnego, niema go!
— Niech sennorita będzie spokojna; przyjdzie — odparła służąca, uspakając swą panią. — Niech pani pamięta, że ona musi się naprzód wkraść w łaski tej chłodnej Angielki.
— Wiem o tem. Ale służy u niej dosyć długo i mogłaby wreszcie pokazać, że można się zdać na nią. Ta Amy musi zniknąć, albo umrzeć. Gdybym tylko wiedziała, co się stało z Lautreville’em i jego kompanją! — Słyszę kroki ojca. Przynosi mi pewnie gazety.
Stara wyszła. Na progu spotkała Corteja. Ten stwierdził naprzód, czy Amaika odeszła i czy nie podsłuchuje pod drzwiami, poczem wszedł do pokoju córki. Uderzył ją rozpromieniony wyraz jego twarzy. Zauważywszy, że w ręku trzyma opieczętowany list, zapytała prędko:
— List? Od kogo? Czy to wiadomość, na którą czekamy?
Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/166
Ta strona została skorygowana.
164