Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

na myśl bowiem, że mogą być schwytane, serca biły im młotem. Nadsłuchiwały, aż kroki zamilkły, poczem Emma zapytała.
— Co teraz?
— Uwolnimy Mariana i Ungera. Wtedy, we czworo, nie będziemy potrzebowali się obawiać.
Emma odryglowała zasuwę, poczem obie dziewczyny wyszły na poprzeczny korytarz. Szły tak długo, aż znalazły się przed dwojgiem sąsiadujących ze sobą drzwi. Karja zapukała; nikt nie odpowiadał. Zapukała więc do sąsiedniej celi — nie odpowiedział również nikt. Odsunęła rygiel i oświetliła latarką wnętrze. Światło padło na postać męską, przytwierdzoną do ziemi dwoma łańcuchami.
— Sennor Unger! — rzekła, poznając go. — Dlaczego pan nie odpowiadał na moje pukanie?
Zabrzęczały łańcuchy, Unger poruszył się, mile zaskoczony. Nie widział, kto drzwi otworzył, gdyż Karja, oświetliwszy celę, stanęła sama w cieniu. Teraz poznał ją po głosie.
— Sennorita Karja — rzekł. — W jaki sposób dostała się pani tutaj?
— Jesteśmy wolne — odpowiedziała.
— Jesteście wolne? O kim pani mówi, prócz siebie?
— O sennoricie Emmie.
— Ach! Więc jest razem z panią?
— Jestem tutaj — rzekła Emma, wchodzac do celi. — Dzielna Karja zabiła Pardera, zabrała broń i mnie oswobodziła. Teraz pan również będzie wolny.
— Chwała Bogu! — zawołał, oddychając z ulgą. — A czy Verdoji niema?

16