gotno i ciemno, strażnik nie dałby się wyprowadzić w pole. Ponieważ jednak postać Mariana była nawpół oświetlona, a głos jego zmieniała akustyka piramidy, strażnik, przekonany, że stoi przed nim porucznik, odparł:
— Zawrócili wszyscy.
— Wszyscy?
— Tak. Sennor Verdoja chciał posłać tylko paru, ale ponieważ Sternau jest siłacz i spryciarz nielada, więc wrócili wszyscy, aby go schwytać. Nagrodę otrzymają dopiero wtedy, gdy doktora złapią żywcem, lub przyniosą jego głowę. No, będą teraz dokładali starań!
— Konie mają przecież zmęczone.
Unger zorjentował się, że Mariano chciał wyciągnąć jak najwięcej szczegółów o planach Verdoji, obawiał się jednak, że przedłużanie rozmowy może wywołać niebezpieczeństwo. Podkradł się więc od drzwi w pobliże strażnika i stanął tuż za nim. Strażnik, nic nie podejrzewając mówił:
— Udali się najpierw do hacjendy, gdzie otrzymają świeże konie. A zresztą, te dwa łotry, Mariano i Unger, są zamknięci i przykuci łańcuchami do ściany; o ucieczce niema mowy.
— Naprawdę? — zapytał Mariano.
Po tych słowach postąpił kilka kroków naprzód, równocześnie zaś Unger oburącz chwycił strażnika za gardło. Napadnięty wypuścił z rąk latarkę, jęknął głucho, podniósł ręce do góry, poruszył kurczowo nogami. Przez chwilę drżał na całem ciele, aż wreszcie zwisł bez ruchu na rękach Mariana i Ungera.
Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/22
Ta strona została skorygowana.
20