Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

stawały się coraz bardziej okropne, coraz przeraźliwsze. Wrócili znowu do korytarza, w którym się przedtem znajdowali. Drzwi zostawili otwarte; z obawy, aby się nie zatrzasnęły, podłożyli pod próg nieco słomy, zabranej z cel. Stali teraz wszyscy czworo i patrzyli po sobie bezradnie.
— A może Verdoja, idąc tu do nas, zostawił jakie drzwi otwarte? — rzekł Mariano. — Trzeba zobaczyć.
Poszli korytarzem. Dotarli do tych samych drzwi, przed któremi już raz musieli się zatrzymać; zamknięte były i nie chciały ustąpić, jakkolwiek jeńcy nie skąpili wysiłków.
— Jesteśmy zamknięci — rzekła Emma. — Jesteśmy skazani na wymarcie.
— Jeszcze nie — pocieszał Mariano. — Bóg nie dopuści, abyśmy zginęli.
— Musimy wyczerpać wszystkie środki — rzekł Unger. — A może jednak uda się nam odkryć tajemnicę tych drzwi?
— Nie odkryjemy jej — odparła Karja. — Tylko Sternau zdoła nam pomóc.
— A jeżeli nie przyjedzie? — biadała Emma. — Jeżeli go pochwycą i zabiją?
— Ach, Sternauowi może uda się prześlizgnąć między palcami wroga — pocieszał Unger. — A zresztą, zbytecznie łamiemy sobie głowę nad tem, w jaki sposób otworzyć drzwi. Mamy przecież doskonałe narzędzie: nasze sztylety.
— Prawda! — zawołała Emma. — Poprostu przebijemy wyjście.

30