Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

Unger, mimo tragizmu położenia, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
— Ależ nie to miałem na myśli, sennorito, — rzekł. — Drzewo tych drzwi jest twarde, jak stal. Przepiłowywanie, czy przecinanie drzwi byłoby potworną pracą wielu miesięcy i, nawet gdyby poszło gładko, niewiadomo, czy dotarlibyśmy do wyjścia. Mamy przecież już jedne drzwi otwarte, ale nie znamy ich tajemnicy. Sądzę raczej, że powinniśmy usunąć część muru, okalającego drzwi; tutaj znajdziemy jądro pestki.
— Racja! — rzekł Mariano. — Do roboty!
— Możnaby zastosować jeszcze lepszy i prostszy środek — rzekła Karja. — Ukręcimy sobie powróz i jedno z nas spuści się do Verdoji. Jeżeli żyje, będzie musiał powiedzieć, w jaki sposób drzwi się otwierają.
— Z czego ukręcimy powróz?
— Z rzemieni, któremi byliście skrępowani; leżą jeszcze w naszych celach. Przydać się również mogą ubrania obydwóch umarłych, no i część naszej garderoby. Może zdołamy odkręcić łancuchy, do których przymocowani byli nasi dwaj sennores. Zabrano dla mnie i dla sennority Emmy kilka koców. Leżą jeszcze w celach. Jeżeli je potniemy i zwiążemy w jedno, powróz będzie gotów.
Propozycja została przyjęta. Złączono pocięte kawałki lassa, pokrajano ubranie Pardera i strażnika, pocięto koce. Powróz był długości dwudziestu metrów. Chcąc trwałość wypróbować, zaczęli go ciągnąć z całej siły Mariano i Unger. Nie pękał. Mariano, jako lżejszy, oświadczył, że się po nim spuści nadół. Mieli ze sobą dwie latarki. Jedną umocował sobie Mariano na

31