Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

biodrze. Udali się teraz wszyscy nad studnię; jęki Verdoji były równie głośne, jak przedtem. Mariano przewiązał sobie koniec sznura pod ramionami; oświadczył, że wgórę sam się będzie wspinać po sznurze. Postanowił to z dwóch powodów: przedewszystkiem sądził, że wdrapywanie się będzie mu szło łatwiej, aniżeli ciągnięcie sznura Ungerowi, gdyby mu nawet pomagały panie; następnie zaś uważał wciąganie sznura na górę za bardziej niebezpieczne, gdyż sznur, ścierając się o brzeg przepaści, mógł łatwo pęknąć. — Mieli przy sobie cztery dzbany, napełnione wodą; poświęcili zawartość jednego, aby powróz zwilżyć, naskutek czego stał się mocniejszy i bardziej elastyczny.
Teraz przystąpili do dzieła.
Mariano ukłąkł, ujął sznur obydwiema odbił się od brzegu przepaści kolanem.
— A teraz nadół w imię Boże!
Unger był silny, mógł więc sznur trzymać, podczas gdy się Mariano spuszczał nadół; Emma i Karja, które uklękły obok, patrzyły jak wolno oddalać się zaczyna od nich światło latarki Mariana.
— Na miłość Boską, żeby się tylko nie udusił! — rzekła Emma. — Studnia bardzo głęboka i stara; mogą w niej gromadzić się niebezpieczne gazy.
Nie pomyśleli o tem zawczasu; po chwili Unger potrząsnął z uśmiechem głową i zapytał Emmy:
— Sennorito, czy słyszy pani głos Verdoji?
— Tak, — odparła — jęczy przeraźliwie.
— Te jęki dowodzą, że jeszcze żyje; przecież udusiłby się już dawno, gdyby na dole były gazy trujące.
Po jakimś czasie, gdy sznur zesunął się jeszcze na

32