dwanaście godzin; miał mimo to nadzieję, że ich stopniowo dogoni. Dotarł jednak wraz ze swym towarzyszem do przeciwległego podnóża gór dopiero wtedy, gdy Verdoja ze swymi czterema jeńcami zapuszczał się we właściwą pustynię Mapimi
Gdy przybyli na miejsce, w którem obozowali Meksykanie, Francisco z rozkoszą słuchał, jak Piorunowy Grot czyta z dobrze jeszcze zachowanych śladów. Patrzył z podziwem i uwielbieniem na tego człowieka, dla którego każdy ślad nogi, każde zgięte źdźbło trawy było otwartą księgą, z której wyczytywał jedno zdarzenie po drugim i szeregował je z łatwością.
— Ach — mruknął w zadumie nasz trapper. — Co to być może? Tu się odbyła jakaś walka. Widać, jak ktoś pakował stopy w miękki grunt, podczas gdy nogi przeciwnika opuszczały ziemię, zostawiając głębokie ślady. Zwycięzca uciekł. Mam wrażenie, że podniósł tego człowieka i rzucił między innych, aby sobie utorować drogę.
Piorunowy Grot obszedł popioły ogniska i, przeszukawszy je, rzekł
— Tu ustawiono strzelby. Jedną z nich porwał ten, który uciekł. Chyba był to jeden z naszych; prawdopodobnie Sternau.
Unger i Franciszek ruszyli śladami zbiega i swych nieprzyjaciół. Trop prowadził naprzód na zachód, później na południe. Unger odcyfrował bez trudności najważniejsze zdarzenia: śmierć dwóch pierwszych poszukiwaczy zbiega, potem zaś dwóch następnych. Niebawem też odkrył kurhanek kamienny.
— Czy widzisz, Francisco, odciski kopyt trzech koni?
Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/41
Ta strona została skorygowana.
39