Dlatego szuka sławnego wodza, który się zwie Shosh-in-liett, Niedźwiedzie Serce.
Twarz starego ożywiła się po tych słowach ogromnie; obrzucił sąsiada wzrokiem zdumionym, lecz przyjaznym, i rzekł:
— Obcy jest bratem Niedźwiedziego Serca?
— Tak.
— I ma trzydzieści skalpów swych wrogów?
— Jeszcze więcej.
— W takim razie znam go. To Mokaszi-tayiss, Bawole Czoło, wódz Miksteków. Jest królem polujących na bawoły, dlatego nie nosi piór orlich, a zostawia je w namiocie.
— Latający Koń zgadł — brzmiała odpowiedź. — Czy brat mój, Niedźwiedzie Serce, jest tu, wśród wojowników Apaczów?
— Tak. Zabił dziś sam więcej, aniżeli dziesięć bawołów. Niechaj wódz Miksteków pomówi z nim; niechaj będzie naszym bratem; wojownicy Apaczów będą również jego braćmi i nie zabiją go.
Przez śmiałą, poważną twarz Bawolego Czoła przemknął uśmiech. Odpowiedział:
— Apacze nie schwytaliby Bawolego Czoła i nie potrafiliby zabić go nawet, gdyby byli jego wrogami. Bawole Czoło nie boi się nikogo.
Stary potwierdził to długiem milczeniem, poczem zapytał:
— Czy mam zawołać którego z łowców, aby zabrał konia Mokaszi-tayiss?
Spytany zaprzeczył:
— Wojownicy Apaczów zajęci są zabijaniem bawo-
Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/51
Ta strona została skorygowana.
49