na brunatno, Latający Koń chwycił przygotowaną fajkę pokoju, wstał i przemówił:
— Dziś wielka radość spotkała wojowników Apaczów, gdyż Bawole Czoło, wielki wódz Miksteków, przyjaciel brata naszego Niedźwiedziego Serca, przybył, aby wypalić z nami kalumet. Rękę ma mocną, nogę szybką, myśli rozumne, a wszystko, co czyni, czyni jak bohater. Niechaj nam będzie pozdrowiony!
Wódz położył teraz kawałek węgla na tytoniu, zaciągnął się z fajki sześć razy, wypuścił dym raz w kierunku nieba, raz w kierunku ziemi i cztery razy wokoło, poczem podał ją gościowi. Ten podniósł się i rzekł:
— Synowie Apaczów są wielkimi i dzielnymi wojownikami. Nawet ich młode dzieci od jednej kuli kładą trupem szarego niedźwiedzia bez zmrużenia powiek.
Oczy wszystkich spoczęły na synu wodza. Kiedy dowiedział się ze słów ojca, jak znakomitemu mężowi zawdzięcza tyle dobroci, serce jego zadrżało z rozkoszy. Oko zaś starego zaszło łzą, gdy sobie uświadomił, iż syn jego został odznaczony przez takiego wojownika i wodza zaraz w pierwszem jego oficjalnem przemówieniu.
Bawole Czoło ciągnął dalej:
— Wódz Miksteków przyszedł do Apaczów, aby im przynieść wieść pewną. Usłyszą ją później, gdy uczta się skończy. Wrogowie ich są jego wrogami, przyjaciele jego przyjaciółmi. Odda swe życie wódz Miksteków za każdego syna Apaczów i będzie się cieszył, jeżeli sławę Miksteków połączy z ich sławą. Howgh.
Po tych słowach zaciągnął się sześciokrotnie z fajki pokoju, poczem dał ją Niedźwiedziemu Sercu.
Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/59
Ta strona została skorygowana.
57