Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/63

Ta strona została skorygowana.

Co do szczegółów porozumiano się szybko, wszyscy bowiem gorąco pragnęli ściągnąć Komanczom jak najwięcej skalpów.
Po tych przygotowaniach koniecznych mógł teraz Latający Koń pomyśleć o nagrodzeniu swego najmłodszego syna. Chłopiec stał dotychczas bez ruchu, nie mówiąc ani słowa. Ojciec zapytał: — Syn mój ubrał się w skórę niedźwiedzia; czy ma prawo do tego?
— Zabiłem go — odparł młodzieniec.
— Sam?
— Sam jeden.
— Jakąż to bronią?
— Zabiłem go ze strzelby, którą pożyczył mi sławny wódz Miksteków. On też jest świadkiem.
Stary obrócił się ku Bawolemu Czołu:
— Wódz Miksteków jest świadkiem walki z niedźwiedziem; dowodzą tego leżące przed nim łapy zwierza. Niechaj nam opowie, co widział.
Bawole Czoło opisał w krótkich słowach zdarzenie, unikając wszystkiego, co młodzieńcowi mogłoby przynieść ujmę. Gdy skończył podniósł się Niedźwiedzie Serce i rzekł:
— Syn Latającego Konia położył niedźwiedzia, zwanego grizly. Zużył na to jednego tylko wystrzału. To więcej, aniżeli zabić dwudziestu tchórzliwych synów Komanczów. Serce jego jest mocne, rękę ma silną i oko pewne; zasługuje na to, aby go przyjąć w poczet wojowników. Niedźwiedzie Serce pragnie, aby jego młody brat otrzymał imię.
Słowa te uradowały zarówno ojca, jak syna, któ-

61