Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

szło trzy dni, ten ma konie zmęczone i oszczędza ich sił. Ślady koni nie są lekkie, jak przy galopie, lecz bardzo głębokie; odległość poszczególnych skoków nie jest ani wielka, ani rozległa, lecz krótka. Konie były zmęczone — nie oszczędzano ich, stąd wniosek, że jeźdźcy uciekali.
Pogromca Grizly odparł, broniąc swego stanowiska:
— Ten, który drugiego ściga, jedzie również prędko.
— Gdyby ścigali wroga, jechaliby za jego śladami.
Tymczasem tak nie jest; niema wcześniejszych śladów, uciekali więc przed kimś, kto za nimi gonił.
Bawole Czoło rzucił okiem na ślady i, skinąwszy głową, rzekł:
— Niedźwiedzie Serce ma słuszność. Ścigający mogą tu wkrótce przybyć. Nie możemy im się jednak pokazać. Niech więc Pogromca wróci i powie, aby wojownicy Apaczów nie zapuszczali się tutaj za nami.
Niechaj przeprawią się przez wzgórza, położone dalej na północ, i niech tam czekają na mnie i na Niedźwiedzie Serce. Będziemy się starali wybadać, co znaczą te ślady.
Młody Apacz usłuchał polecenia. Dosiadł konia i pocwałował zpowrotem.
Bawole Czoło i Niedźwiedzie Serce skierowali się za śladami.
— Ślady prowadzą na zachód — rzekł Bawole Czoło.
— Tam, ku przełęczy. To niebezpieczne miejsce.
— A może ścigani chcą na ścigających zastawić pułapkę? Trzeba to wybadać.
— Ale musimy ukryć nasze ślady, ścigający mogą

65