— Należycie do oddziału Verdoji?
Nie było odpowiedzi.
— Widziałem was przy nim; ani milczenie, ani wykręty nie pomogą — rzekł. — Muszę jednak zwrócić uwagę, że uporem sami się pogrążacie. Dlaczego pozostaliście tutaj?
— Na rozkaz Verdoji! — odpowiedział jeden opryskliwie.
— W jakim celu?
— By was schwytać, lub zabić.
— Tak właśnie sądziłem. Ale, że mieliście odwagę nastawać na moje życie. Przecież poznaliście mnie już i powinniście wiedzieć, że kula mnie wprawdzie dosięgnie, ale schwytać nie tak łatwo.
— Byliśmy pewni, że dotrzecie tu dopiero jutro; do tego czasu miał Verdoja przysłać pomoc.
— Ah tak. Więc jeszcze ktoś ma tutaj przybyć? Kiedyż to?
— Prawdopodobnie jutro rano.
— Ilu ma przybyć?
— Tego nie wiemy.
— Dokąd Verdoja zaprowadził jeńców?
— I tego nie wiemy.
— Nie kłam!
— Czy sądzicie, że Verdoja zdradza nam takie tajemnice?
— Ano, może masz rację. Ale ci, którzy tu jutro przybędą, powinni to wiedzieć. Gdzie się mieli spotkać z wami?
— Tutaj, w dolinie.
— Ile wam obiecał Verdoja za porwanie?
Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/80
Ta strona została skorygowana.
78