— W takim razie odkrył coś ważnego. Biegnijmy do nieqo.
Sternau zeskoczył szybko z konia i pośpieszył w tym kierunku, skąd rozległo się wołanie. Po jakimś czasie ujrzał młodego Apacza, kolanami przytłaczającego do ziemi jakiegoś człowieka.
— To Komancz — rzekł.
W jednej chwili znalazło się lasso i Komancza skrępowano. Był to ten sam wywiadowca, który w lesie pożegnał się ze swym towarzyszem, aby śledzić Apaczów.
— W jaki sposób brat mój Pogromca Grizly znalazł tego człowieka?
— Jadąc na samym końcu oddziału, usłyszałem szelest, który powiedział mi, że ktoś czołga się za nami. Zsiadłem więc z konia i zacząłem szukać. Znalazłem go tutaj; posłuchiwał naszą rozmowę. Rzuciłem się na niego i oto go trzymam.
Sternau przystąpił bliżej, aby przyjrzeć się jeńcowi.
— Tak, — rzekł po chwili — to Komancz; szedł naszym tropem.
— Trzeba zabić tego psa! — rzekł jeden z Apaczów.
Sternau obrócił się w jego sronę i skarcił go surowo:
— Od kiedyż to otwierają usta wojownicy Apaczów, zanim głos zabrali wodzowie? Kto nie umie opanować swego języka, ten jest dzieckiem bez imienia, albo gadatliwą squaw.
Wojownik, okryty wstydem wobec wszystkich, usunął się na bok.
Niedźwiedzie Serce zapytał jeńca:
Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/93
Ta strona została skorygowana.
91