Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

naocznie, czy nauczyłem się czego, czy nie. W pierwszym wypadku uradowałbym się bardzo.
Musiałem się wyrażać w ten sposób, gdyż inaczej nie byłby mnie zrozumiał. Pokiwał swą starczą głową w jedną i drugą stronę, zdawało się przez chwilę, że walczy z sobą, wkońcu szepnął znowu tak cicho, że tylko ja go mogłem zrozumieć:
— Effendi, patrzyłem w twoją przeszłość i przyszłość, znam cię i wiem, że można ci zaufać, — i dlatego ułatwię ci tę radość, do której tak bardzo tęsknisz, pod warunkiem jednak, że aż do mojej śmierci nie powierzysz nikomu tajemnicy.
— A potem?
— Potem — tak, ale nie rychlej. Jesteś chrześcijaninem, lecz wiem, że Allah ciebie miłuje. Dlatego bądź dziedzicem tego, co ja taiłem i nosiłem w sobie, a po mojej śmierci możesz rozporządzać tą tajemnicą, jak ci się podoba. Pozostawiam ci pod tym względem najzupełniejszą swobodę.

98