Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/102

Ta strona została skorygowana.

a czcigodne jego oblicze nie miało ani jednego rysu, pozwalającego domyślać się podstępu i chytrości.
Kiedyśmy wylądowali na przedmieściu w Siut, rzucił na pożegnanie słów kilka i zniknął między ogrodami. Podążyliśmy ku pałacowi, gdzie na nas czekano z obiadem. Byłbym chętnie przeszedł się jeszcze po mieście, musiałem jednak zostać w domu i czekać na fakira. Przyszedł wkrótce po modlitwie popołudniowej, która według naszego sposobu liczenia przypada na godzinę trzecią. Przyjąłem go w swoim pokoju, gdzie stosunkowo największą mogliśmy mieć swobodę. Wstrzymał mnie, kiedym chciał zawołać na służącego, aby mu podał fajkę i kawę, i zaraz mi powód swej wstrzemięźliwości wyjaśnił:
— Każdemu wiernemu wolno palić, gdyż Allah jest wyrozumiały na ludzkie słabości, ale człowiek głęboko wierzący wstrzymuje się od tytoniu. Woda nilowa najzupełniej zaspakaja moje pragnienie, nie rozumiem więc, dlaczego miałbym pić kawę. Odżywiam się postem i modli-

100