Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

ło, leżałeś jeszcze pod grubym kocem w sieni.
— Effendi, nie przekręcaj wypadków! Mam pamięć niezwykle bystrą, — nikt z mojego szczepu takiej nie posiada — więc wiem bardzo dobrze, jak się to stało. Opowiedziałem memu przyjacielowi, że, kiedy pokonałem i skrępowałem najstarszego stracha w twojej sypialni, poznałem w nim mokkadema świętej Kadirine. Na to wpadł mój przyjaciel w taką złość, że pochwycił pistolet i chciał mnie zastrzelić. Musiałem mu przyrzec, że nigdy nie będę opowiadał o tem bohaterstwie. Taki on w gniewie straszny. Jeśli przyjdę z tobą do niego, domyśli się, że mówiłem ci o nim, a ponieważ zakazał mi tego surowo, obawiam się, że mnie na miejscu zastrzeli.
— Nie lękaj się o to, gdyż nie pozwolę zastrzelić mego obrońcy.
— To ładnie z twojej strony, bo dowodzi, że jesteś człowiekiem wdzięcznym. Mimo to nie mogę dopuścić, abyś poległ od kuli, dla mnie przeznaczonej.

114