Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

— Ja się nie boję; ale zdaje mi się, że ciebie strach ogarnia?
— Mnie, effendi? Dusza twoja pogrążona w błędzie po uszy. Więc sądzisz, że ja, największy z bohaterów świata, mógłbym się czego lękać?
— No dobrze, więc nie traćmy słów daremnie! Kto się boi, zostanie, kto ma odwagę, pójdzie. Ja się nie boję, więc idę. A ty...
Na to wyprostował się jeszcze bardziej, uderzył się pięścią w pierś i zawołał:
— A ja? Oczywiście, że idę! Stanę przed tobą, by cię mojem ciałem osłonić, i nie ustąpię, choćby mój przyjaciel tysiącami kul ciało moje przestrzelił i na sito zamienił! Chodźmy!
A zatem mi się powiodło. Poszliśmy. Selim kroczył na swoich długich nogach tak szybko, że musiałem hamować jego skwapliwość. Im bliżej jednak byliśmy celu, tem bardziej zwalniał kroku, a kiedy weszliśmy w uliczkę, przy której mieszkał ogrodnik, tak bardzo zmalały kroki Seli-

115