Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/29

Ta strona została skorygowana.

że jesteś lichym obrońcą, na którego liczyć nie można.
— Uczyń to, uczyń! Moja moc i troskliwość unosić się będą nad tobą nawet wtedy, gdyby cię porwał razem z koniem wicher pustyni. Gnałbym w zawody ze złemi duchami samumu.
Powiedział to z taką pewnością siebie, jakgdyby już kiedy ścigał się ze wszystkiemi wichrami pustyni, a ja cieszyłem się zgóry na myśl o zawstydzeniu, które go czekało.
Było nas zatem sześciu: marszałek, koniuszy, Selim, ja i dwaj parobcy, którzy nam towarzyszyli. Jechaliśmy powoli przez miasto na wzgórza ku grobom skalnym. Przybywszy na te wzgórza, odgraniczające dolinę Nilu od pustyni libijskiej, ujrzeliśmy rozległą piaszczystą równinę, różowiącą się przed nami w promieniach słońca. Zjeżdżaliśmy z góry powoli i dopiero, kiedy znaleźliśmy się już na dole, rzekł koniuszy:
— Teraz cwałem, effendi! Mamy dość miejsca na pustyni.
Ścisnął konia ostrogami i popędził.

27