Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

z góry spoglądał. Kiedy puściliśmy się w cwał, chciał mój ogier rozwinąć całą swą rączość. Powstrzymałem go jednak i z tego powodu zostałem z Selimem wtyle. Obydwaj parobcy mieli jechać wprawdzie za nami, zniecierpliwili się jednak dość prędko, minęli nas i popędzili naprzód.
— Prędzej, prędzej, effendi! — zawołał Selim do mnie. — Musimy ich doścignąć, bo nas wyśmieją.
— Nie możemy, bo spadnę, — odpowiedziałem.
Allah, Allah! Jak możesz mówić coś podobnego? Zawstydzasz mnie najokropniej. Ci ludzie mogą pomyśleć, że nie umiem jeździć konno, a przecież jestem najśmielszym jeźdźcem ze wszystkich plemion pustyni. Niestety, muszę zostać przy tobie, lecz zato przynajmniej widzisz, że bez mojej opieki zmarniałbyś tutaj.
— Tak. Muszę to przyznać niestety.
— Słusznie, bardzo słusznie! Powiedz to memu panu, kiedy tutaj przybędzie! To świadectwo dowiedzie mu ponownie,