Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

przeszło sto jaskiń, w których leżeli umarli. Kiedy ten gadatliwy człowiek przestał opowiadać i stał przy mnie spokojnie, zdawało mi się, że słyszę jego westchnienia.
Zapaliliśmy pochodnie, w które nas zaopatrzono u wejścia do jaskini. W ich świetle zauważyliśmy, że wydrążenie była na dole większe, niż na górze, a w stronie północnej kończyło się długim, ciasnym otworem, stanowiącym przejście w głąb podziemia. Przewodnik poszedł naprzód. Selim radził mi iść za przewodnikiem, sam zaś chciał zamykać ten pochód. Nie dowierzałem jednak długiemu Urianowi. Bardzo łatwo mógł ze strachu zostać daleko wtyle za nami, a gdyby potem nie znalazł drogi powrotnej, naraziłby się na niebezpieczeństwo. Musiał więc wleźć do dziury przede mną, ja zaś szedłem za nim.
Czołgaliśmy się na rękach i nogach przez wąski kurytarz. Powietrze, które nas otoczyło, było duszne i tak cuchnące, że nos i płuca wciągały je z odrazą. Doznałem trwogi i przygnębienia, nad którem

76