Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

tylko z trudem zapanowałem. Im dalej posuwaliśmy się, tem powietrze było gęstsze i nieznośniejsze.
Allah il Allah! — doleciało mnie ztyłu westchnienie koniuszego. — Wczoraj uważaliśmy Tell es sirr za wejście do piekła; jakżeż ono było przyjemne wobec dzisiejszego! Jest to chyba wejście do najgłębszego piekła piekieł. Poco tutaj leźć, skoro na dworze mamy jasny dzień i orzeźwiające powietrze?
Po kilkudziesięciu krokach weszliśmy w sztolnię jeszcze niższą. Nie mogliśmy się już posuwać naprzód na czworakach, ale musieliśmy się czołgać na brzuchu. W czasie tej przeprawy obił się o moje uszy jęczący głos Selima:
— To okropne, od tego włosy powstają mi na głowie; już nie wytrzymam dłużej!
Coś mu na to przewodnik odpowiedział, słów jednak nie zrozumiałem, gdyż zamiast nich tylko dudnienie głuche doszło do uszu moich. Dosłyszałem natomiast gniewną replikę Selima:
— Ty mi nie rozkazuj! Płacą ci, więc

77