Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/94

Ta strona została skorygowana.

czego mu nie odmówi. Było więc rzeczą jasną, dlaczego nie czekał odpowiedzi na swoją prośbę. Przyjąłem go zresztą na łódź chętnie, gdyż wrażenie, jakie na mnie wywarł, było korzystne. Obecność jego nie przeszkadzała mi też wcale.Usiadł, pochylił korpus naprzód, patrzył nieustannie w dno łodzi i przepuszczał kulki różańca przez palce, ruszając przytem wargami. Zatopił się znów cały w Allahu.
Rozmowy nie wszczynałem. Czułem jeszcze w piersiach powietrze jaskini, a posępne obrazy, które widziałem, tkwiły w moim mózgu i nastrajały mnie do milczenia. Wydobyłem z kieszeni dar przewodnika i odwinąłem osłonę. Cóż się ukazało? Ręka, prawa ręka kobieca, odcięta jak nożem tuż za przegubem. Była mała i delikatnej budowy, jak ręka dwunastoletniej dziewczynki, ale uwzględniając tutejsze stosunki, doszedłem do przekonania, że właścicielka jej musiała mieć lat przynajmniej siedemnaście. Barwę miała ciemnocytrynową z lekkim połyskiem bronzu. Palce były lekko pozginane, jak

92