ro tylko przybędziemy do Siut. Nikt mi się jeszcze nie wymknął, kogo schwytać chciałem.
— A czemu tych nie schwytałeś?
— Bo... bo... nie chciałem — wyjąkał.
— Aha! Nie chciałeś?
— Tak. Przecież nie mogłem was tu samych zostawić, a te draby pędziły tak szybko, że, chcąc ich schwytać, musiałbym się od was na dłuższy czas oddalić.
— Gdzież byli, kiedy ich spostrzegłeś?
— Schodzili z pagórka. Na mój widok stanęli zdumieni; ja ryknąłem na nich gniewnie, a oni uciekli pełni trwogi.
— Jeden zając zląkł się drugiego.
— Drugiego? Czy wątpisz w moją odwagę?
— Zaiste. Bałeś się dziury i dlatego z niej wylazłeś, a potem na ich widok ryknąłeś ze strachu. Że uciekli, to najcenniejsze w tem wszystkiem. Gdyby mieli więcej rozwagi, źle byłoby z tobą
Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.
99