Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

marszałek uroił sobie, że musi mi towarzyszyć, gdyż w przeciwnym razie ściągnąłby na siebie gniew Allaha. Cóż miałem robić? Wybraliśmy się natychmiast.
Przy brzegu rzeki na kotwicy stały dwa czółna, jedno przygotowane przez koniuszego, a drugie przez marszałka. Do pierwszego wsiadł mój gospodarz, ja i Ben Nil, oraz parobcy jako wioślarze; do drugiego wsiadł marszałek z Selimem. Wiosłować mieli żołnierze, ale jacy to byli żołnierze! Kiedy po przybyciu do Siut reis effendina zaprowadził mnie do pałacu, zobaczyłem na pierwszym dziedzińcu siedzących wielu starych ludzi. Byli skąpo odziani, zajmowali się wyplataniem koszów, szyciem i innemi wcale nie żołnierskiemi pracami. Teraz jednak przekonałem się naocznie, że to żołnierze baszy. Wsiadło ich dwunastu. Byli w pełnem uzbrojeniu, lecz broń ich stara była prawie nie do użycia, a ludzie sami wyglądali raczej na podupadłych mieszkańców domu ubogich, niż na walecznych synów Marsa, którzy czuwać mieli

113