Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

do mego pokoju i zajrzał koniuszy. Spostrzegłszy, że już nie śpię, pozdrowił mnie uprzejmie:
— Niech Allah da ci dzień dobry, effendi! Jaki był twój spoczynek?
— Wypocząłem znakomicie, a mam nadzieję, że i ty również.
— Przyślę ci dwie kawy i dwie fajki.
— Dlaczego dwie?
— Bo masz gościa. Na dworze stoi Ben Wasak z Maabdah, ten sam, z którym zwiedzałeś jaskinię, i pragnie z tobą pomówić.
— Wprowadź go tutaj!
Cofnął głowę, lecz wetknął ją znowu i rzekł z wielką pewagą:
— Niemało zdziwi cię powód, który go do ciebie sprowadza.
— A może niebardzo zdziwi.
— O, i owszem! To sprawa, w której masz mu dopomóc.
— Nie będzie mnie prosił napróżno.
— Gdybyś wiedział, czego od ciebie zażąda, możebyś go wcale nie przyjął, bo to sprawa trudna.

10