Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

już za libijskiemi wzgórzami i wkrótce musiała noc zapaść. Trzeba było dać spokój poszukiwaniu i wracać do wsi.
Towarzyszy naszych zastaliśmy siedzących na ziemi i palących fajki. Opodal stali mieszkańcy osady i gawędzili przyjaźnie z żołnierzami.
— Czy szukaliście we wsi fakira? — spytałem marszałka.
— Nie — odpowiedział.
— Czemu nie?
— Czekaliśmy twego przybycia. Czemu nie poszedłeś z nami?
— Czy ci ludzie z Maabdah, którzy tu stoją, wiedzą, w jakim celu przybyliśmy tutaj? — spytałem, nie odpowiadając na jego pytanie,
— Wcale z tego tajemnicy nie myślałem robić.
— Jeżeli tak, to płyńmy śmiało zpowrotem do Siut, gdyż szukanie nasze, dzięki twej gadatliwości, żadnego skutku przynieśćby nie mogło.
Inszallah! — Stanie się, jak Allah zechce! Jesteś naszym gościem, i jeżeli sobie życzysz, możemy wracać.

118