Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

wujący wiarę i zwyczaje przodków, także bez nich obejść się nie możemy.
— Możnaby się o to sprzeczać, ja jednak w spory o to z tobą wchodzić nie będę. Potępiam łowy niewolników, i oto wszystko.
— Potępiaj! Nie mam nic przeciwko temu i od ciebie też nie żądam, ażebyś na nich polował. Jeśli ci moją propozycję przedłożę, innem okiem będziesz patrzył na całą sprawę.
— Na pewno nie.
— Jednak posłuchaj tylko! Znam cię z czasów dawniejszych jako śmiałego i przedsiębiorczego człowieka. To, co przeżyłeś i zdziałałeś w ostatnich tygodniach, jest dla mnie dowodem, że panujesz nad każdem niebezpieczeństwem i znajdujesz wyjście nawet z najgorszego położenia. Dlatego już teraz zwierzę ci się z tem, co ci zczasem dopiero miałem powiedzieć. Powiem krótko. Znam słynnego łowcę niewolników, który...
— Czy masz może na myśli Ibn Asla ed Dżazuhr? — przerwałem.
— Kogo mam na myśli, powiem ci

140