— Wolę spokojne sumienie, niż największe skarby.
— A moja siostra?
— Daj ją, komu chcesz.
— Czy nią może pogardzasz?
— Nie. Ofiarowałeś mi jej rękę, przyczem zachowałeś się wbrew waszym przykazaniom i najświętszym zwyczajom. Bardzo mi to pochlebia, niestety, nie zasłużyłem na to, aby ten wzór piękności i obraz wdzięku posiadać. Bynajmniej nie chcę ciebie obrazić, ale pojmij, że muszę postępować wedle przykazań mojej religji. Rozejdźmy się w pokoju.
Powiedziawszy te słowa, wstałem z miejsca, a Murad Nassyr podniósł się także, odrzucił gniewnie cybuch i zawołał:
— W pokoju? Jak być może? Jeśli teraz się rozstaniemy, będziemy wrogami, zajadłymi wrogami na całe życie!
— Wcale tej konieczności nie widzę.
— Ależ to jasne, jak dzień! Opowiadałeś mi, co się stało w ostatnich dniach. Jesteś przyjacielem reisa effendiny i masz
Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.
144