Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

łem nieco wtyle i miałem sposobność szepnąć Selimowi:
— Nie mów nic, że byliśmy już tutaj!
— Czemu, effendi?
— O tem później. Teraz milcz!
Dlaczego dałem służącemu ten rozkaz? Oto dlatego, że ostatnie słowa fakira zbudziły we mnie podejrzenie, że jego bogobojna twarz jest maską. Niewiele mnie to wprawdzie obchodziło, że i ten fakir jest obłudnikiem, jak wszyscy ci, których dotąd poznałem, wnioskowałem jednak, że właśnie dlatego może stać się niebezpiecznym człowiekiem. Trudno mi było wprawdzie przypuścić, żeby właśnie względem mnie knuł jakieś złe zamiary. Za co? Zresztą, gdyby nawet tak było, to przy zachowaniu pewnej ostrożności mógłbym poradzić sobie z tym człowiekiem. Oprócz nas nie było wpobliżu nikogo, a miałem za pasem nóż i rewolwery.
Zbliżyliśmy się do wzgórka z tej strony, którą się onegdaj na szczyt wdrapałem. Po przeciwnej zaś stronie była dziura, z której musieliśmy wyciągać gru-

54