Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

uważyłem, że na naszej drodze ciągnął się pas na trzy stopy szeroki, jakby ktoś płaszcz lub haik ciągnął po piasku, ażeby zatrzeć ślady. Pas ten prowadził aż na szczyt pagórka.
— Czy nie widzisz, że ktoś musiał tu być przed nami? — spytałem.
— Z czego to wnosisz?
— Ktoś wlókł szatę za sobą, ażeby zatrzeć ślady swoich stóp. Bardzo mnie to zastanawia.
— Mnie nie — uśmiechnął się. — Więc nie domyślasz się, kto to mógł być?
— Może ty?
— Tak, to ja byłem, a przyszedłem tu, ażeby się przekonać, czy wszystko w porządku. Nie było mnie w tej okolicy parę miesięcy, więc mógł ktoś podczas mojej nieobecności odkryć tajemnicę.
— No dobrze, ale zdaje mi się, że tędy nie jeden człowiek przechodził, lecz kilku.
Allah! Czyjeż oko zdoła to stwierdzić!
— Moje. Przebywałem dość długo w krajach zamieszkanych przez dzikich,

56