poszedł naprzód, ja ruszyłem za nim,, a Selim powoli za mną. Kiedyśmy się znaleźli w głębokości jakich czterech łokci, poczułem, że się kurytarz rozszerza. Fakir kazał zapalić pochodnię. Usłuchałem i przy jej świetle zobaczyłem, że znajdujemy się w małej komnacie, mogącej pomieścić do siedmiu osób. Była tak wysoka, że mogliśmy stać prosto. Ściany składały się z takich samych iłowych cegieł, jak sztolnia wchodowa. Powietrze było dobre, a zapachu mumij ani śladu. Musiało to ucieszyć Selima, bo rzekł z humorem:
— Tutaj możnaby mieszkać, effendi. Tu powietrze całkiem inne, niż w tej przykrej jaskini w Maabdah. Tam był zaduch tak wielki, że potrzeba było całej siły charakteru, ażeby zbadać wszystkie kurytarze i wytrzymać do ostatniej chwili.
— Więc podoba ci się tutaj?
— Nadzwyczajnie! Nie każdy wprawdzie ma tyle odwagi, aby się wciskać w ciemną otchłań ziemi, ale czego nikt nie potrafi, tego ja dokażę. Gdyby zażą-
Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.
59