Znalazł koniec i podał mi go bezzwłocznie. Kiedy wiązałem węzeł, rzekł:
— Nie mogę pojąć, jak mógł ten stary tak szybko znaleźć się nad nami? Był przecież do mnie przywiązany!
— Widocznie odwiązał się po drodze i wśliznął niepostrzeżenie do bocznej sztolni, gdzie muza’bir na niego już czekał. Nie traćmy jednak czasu i zejdźmy ostrożnie nadół.
— Ciekawym, jak daleko w głąb iść musimy?
— Fakir mówił o trzydziestu stopniach; nie wiem, oczywiście, czy to prawda. W każdym razie kiedyś musi się ten szyb skończyć.
Zaczęło się schodzenie. Selim liczył głośno otwory, a kiedy dorachował się trzydziestu, zawołał:
— Effendi, czuję pod sobą stały grunt.
— A więc zbadaj ostrożnie, czy cię uniesie.
— Trzyma, nie poddaje się, jest silny.
— Zaczekaj, zaraz idę.
Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.
71