Miał słuszność. Kiedy stanąłem obok niego, poświeciłem pochodnią dokoła. Znajdowaliśmy się w małej komnacie, podobnej do tej, do której szyb w górze uchodził. Grunt był z cegieł iłowych, lecz pod nogami zauważyłem gładką płytę kamienną. Odeszliśmy nieco nabok, aby ją podnieść, a kiedyśmy ją dźwignęli, ukazał się otwór szybu, wiodącego dalej w głąb.
— Popatrz, — rzekłem — taka sam a płyta była tam w górze w bocznych sztolniach. Ukryto ją, a potem, kiedy przeszliśmy, położono nad szybem i obciążono kamieniami.
— Niestety, pojmuję to teraz dokładnie — skarżył się długi. — Teraz nam już nic nie pomoże! Jesteśmy zgubieni i światła dziennego nie będziemy już oglądali. A życie takie piękne! Ktoby przypuścił, że skończy się tak rychło i w taki sposób haniebny!
Usiadł i zaczął płakać głośno i gorzko, ja tymczasem zabrałem się do przeszukania komnaty. Przedewszystkiem zauważyłem z zadowoleniem, że powietrze
Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.
72