Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

zwlekali. Ja schodzę nadół, a ty rób, co ci się podoba.
Odwiązałem się od niego, owinąłem powróz dokoła bioder i wsunąłem się w otwór.
— Effendi, ty naprawdę dalej iść zamierzasz? — zawołał. — A co będzie ze mną?
— Zostań sobie na górze!
— Sam? W takiem okropnem miejscu? Nie, ja tutaj zostać nie mogę. Idę z tobą!
Rzeczywiście pośpieszył za mną. Zeszliśmy ze czterdzieści stóp niżej, poczem zatrzymałem się, nasłuchując. Niedaleko pod sobą usłyszałem wyraźnie głos ludzki:
— Ratunku, ratunku! Zejdźcie tu do mnie!
— Idę — odpowiedziałem. — Zaraz będę przy tobie!
Zsunąłem się jeszcze niżej i wkrótce stanąłem znowu na pewnym gruncie. Poświeciłem dokoła i ujrzałem się w murowanej komnacie, w której niegdyś była woda. Prawdopodobnie była to odwieczna

76