Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

dą. Lecz głodny jestem. Już cztery dni nic w ustach nie miałem, a teraz jestem tak osłabiony, że się już podnieść nie mogę.
Muszę wspomnieć, że w wolnych godzinach wychodziłem na dziedziniec, by ogiera całkiem oswoić. Za każdym razem niosłem mu pełną kieszeń daktyli. Dziś także napełniłem kieszeń, ale nie miałem sposobności wyjść na dziedziniec. Te właśnie daktyle teraz się przydały. Wyjąłem je z kieszeni i dałem biedakowi. Na ten widok powiedział Selim:
— I ja mam także zapasy. Marszałek dał mi kebab[1], bo sądził, że będę głodny. Masz i jedz!

Daktyle i mięso wystarczyły do nasycenia głodnego. Był to młodzieniec zaledwie dwudziestoletni, nie miał arabskich rysów twarzy, a wywarł na mnie niezwykle dodatnie wrażenie. Ubrany był w niebieskie płócienne spodnie i bluzę, ściągniętą pasem skórzanym, a na głowie miał nieunikniony fez. Jadł, nic nie mówiąc, a kiedy skończył, powstał i rzekł:

  1. Kawałki mięsa, pieczone na patyczkach nad ogniem.
78